Forum nasz deutschland Strona Główna nasz deutschland
Dyskusyjne forum naszego Deutschland
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

O NICZYM
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum nasz deutschland Strona Główna -> Nasze amatorskie filozofowanie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Scientia_vinces
Gadula



Dołączył: 25 Sie 2006
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wien

PostWysłany: 07 Wrz 2006, Czw 10:57    Temat postu: O NICZYM

Ja wiem, pamiętam, tam coś miałam... Wiara czy coś... Proszę uwierzyć, że nie zapomniałam – ino... z wolną chwilką krucho (udawanie elokwentnej studentki to strasznie czasochłonne zajęcie), a i z weną... też coś... kurde mol... Mimo wszystko... przystępuję do oficjalnego aktu zapuszczania korzeni w tychże progach, a że ja tradycjonalistka... bez tematu "O NICZYM" [(C) Realne Jabłuszko] się nie obejdzie.

Pochwalony!

Tak w zasadzie, to znam się praktycznie tylko na obieraniu kartofli. Praktycznie, bo teoretycznie jestem nadal absolutnym autorytetem w dziedzinie "O NICZYM". Dla forumków niezaznajomionych z materią przestawiam krótki wyciąg z kodeksu branżowego.

Temat "O NICZYM" jest rewelacyjny bo:
- nikt nie może zarzucić nam braku kompetencji,
- zawsze można wiedzieć wszystko o niczym,
- nigdy nie można wiedzieć więcej niż wszystko, co uwalnia nas z presji podwyższania własnych kwalifikacji – nic nie stoi zatem na przeszkodzie wypicia następnego piwa / wybrania się na zakupy w celu kupienia następnej torebki lub rozszerzania swoich horyzontów w jakiś inny sposób,
- nigdy nie brakuje nam argumentów (płakać mimo tego też wolno),
- zawsze możemy się włączyć do dyskusji będąc pewnym, iż nie umknęło nam nic istotnego,
- nasze wypowiedzi są zawsze zgodne z zasadami interpuncji, kompatybilne z wymogami ortografii i zintegrowane z tematem niezależnie od występującej (lub i niewystępującej) złożoności powiązań (lub i ich braku).

Chwilkę temu spłodziłam "małe-co-nieco" wybitnie o niczym. Ponieważ czasu na stworzenie czegoś frywolnie świeżutkiego brakuje ... odgrzewane parę modrych zdań. Zważywszy na format... myślę, że - ze dwa tygodnie przynajmniej - na deficyt mojego przynudzania nikt narzekać nie powinien.

Pozdrawiam serdecznie znad modrego, sv


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Scientia_vinces
Gadula



Dołączył: 25 Sie 2006
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wien

PostWysłany: 07 Wrz 2006, Czw 11:14    Temat postu:

... Polskiego emigranta rozpoznać jest łatwo. Pod jednym warunkiem – emigrant jest w Polsce. Polski emigrant będący w Polsce charakteryzuje się bowiem niezwykle często nieznajomością języka polskiego. Z dostępnych mi materiałów wynika, iż tej cechy emigranci zaczynają nabywać średnio po roku pobytu za granicą. Warto jednakże zauważyć, iż pewne jednostki – prawdopodobnie szczególnie wrażliwe na odstawienie od piersi karmiącej ich polszczyzną –, już po trzech miesiącach przejawiają ostrą niewydolność językową, przy czym stan ten pogłębia się w zastraszającym tempie. Już po 2 latach (po cfaj jarach) zamawia się wówczas w przydrożnej knajpie na trasie Zgorzelec-Jelenia Góra rusisze pierogi oraz duże bir z saftem malinowym...


EMIPOLFUNDAMENTALIZM

"No Commercial Value
Sans valeur commerciale
Ware ohne Handelswert
Koperta i jej zawartość nie mają żadnej wartości handlowej" - koniec cytatu.

Wrzuciłam już kilkanaście takich kopert do skrzynki pocztowej. Nigdy wcześniej jednaże nie przyglądałam się dokładniej napisom i symbolom jakie na nich widnieją. Do dzisiaj. Koperta i jej zawartość nie mają żadnej wartości handlowej... Koperta i jej zawartość nie mają żadnej wartości handlowej... Koperta i jej zawartość nie mają żadnej wartości handlowej...

Sam termin "emipolfundamentalizm" jest już niezrozumiały, tekst najprawdopodobniej boleśnie nadszarpnie patronat dobrego tonu, który wypada zachować pisząc "Małe-co-nieco"; a teraz, na dodatek, pojawia się ta tajemnicza koperta... Więc ja jednak zacznę od wyjaśnień...

Koperta jest ucieleśnieniem programu ochrony środowiska powołanego do życia przez jedną z firm, która uszczęśliwia wielu kompojuzerów za pośrednictwem bogatej palety wszelakich niezbędników pecetowych. W asortymencie owego koncernu znajdziemy i cyfrowe aparaty fotograficzne, i notebooki, i monitory, i kalkulatory i – dla potrzeb tego artykułu najważniejsze – drukarki, przy czym – biorąc pod uwagę, co owe cacka potrafią – nazwa „drukarka“ jest już nieomal obraźliwa. Model mojej Drukarki zwiazany jest z dość wysokimi kosztami eksploatacji, jako że atrament dostępny jest wyłącznie w zbiorniczkach ze zintegrowaną głowicą. (Myślę, że pisanie „drukarka“ z dużej litery to dobry kompromis. Po pierwsze należycie wyraża mój szacunek do tego urządzenia, po drugie nie zmusza mnie do tworzenia kolejnego neologizmu. Doskonale pamiętam, że niezbywalnie już ciąży na mnie jarzmo „emipolfundamentalizmu“). Pomijając wieczną migrenę węża w kieszeni, takie rozwiązanie techniczne w tej Drukarce ma jeszcze jedną istotną konsekwencję – produkcję odpadów, które nie są ani makulaturą, ani masą biologiczną, ani nie podzielają charakteru butelek czy to szklanych czy to plastikowych. I co z tym zrobić? W erze Full-Wypas-Recyclingu odpowiedzi na owo pytanie udziela sam producent dodając do atramentu (uwaga!) kopertę, do której należy zapakować pusty pojemnik...
Tak więc, jako świadomy potrzeby ochrony środowiska ziemianin, wzorowo pakuję moje śmiecie drukarskie w owe dołączone koperty i wrzucam je do skrzynki pocztowej, ufając, że trafią do ekspetów, którzy odpowiednio się nimi zajmą. Nie bardzo wiem wprawdzie na czym polega w owej sytuacji „odpowiednio“, ale, tonąc w codzienności, nie zastanawiałam się nigdy głębiej nad tą kwestią, podobnie jak nigdy dotąd nie przyglądałam się dokładniej napisom i symbolom jakie widnieją na wspominanych już wielokrotnie kopertach. Ale to już było...

Zajmijmy się lepiej czymś nowym. Neologizmem. Wyjaśnienie powołanego przeze mnie do życia terminu „emipolfundamentalizm“ jest dość skomplikowane. Po pierwsze trzeba rozłożyć go na czynniki pierwsze (na „emi-“, na „pol-“ i na „fundamentalizm“), po drugie należy zrobić to w dwóch podejściach.


Emipolfundamentalizm: Podejście pierwsze:
Czym jest fundamentalizm? To takie coś, gdzieś tam... znaczy się... Obecnie trochę między Izraelem, a Libanem, częściowo też chyba trochę Palestyną, prawie całkiem na pewno natomiast w Iranie, a zatem chyba i w Iraku. No i Syria. Arabia Saudyjska też. I Arabowie ogólnie. Islam ogólnie. Ogólnie to wszędzie. Nad Nilem. W WTC. W Madrycie. Nieprawdaż?

Owa gra słów de facto niczego nie wyjaśnia, ale dość trafnie oddaje klimat, jaki tworzy się wokół wyrazu fundamentalizm. Oddaje jego smak. Zniesmaczenie.
A jak jest z definicją? Internetowe ramię PWN podaje następującą: „Fundamentalizm - dosłowna wierność doktrynie, zwłaszcza religijnej, politycznej; rygorystyczne przestrzeganie jakichś zasad, norm <ang. fundamentalism>“. O dziwo, ni słowa o Mahomecie, ani o Al-Qaida, żadnej wzmianki o panie Bin Laden... rzeczywistość zdaje się całkowicie odbiegać od obrazu, jaki nasuwa się w kontekście hasła „fundamentalizm“ ...

„No Commercial Value
Sans valeur commerciale
Ware ohne Handelswert
Koperta i jej zawartość nie mają żadnej wartości handlowej“

Litania na kopercie rozpoczyna język angielski i - pamiętając o jego znaczeniu na polu handlowym czy naukowym – jest to w miarę zrozumiałe. Francuski da się wyjaśnić równie prosto. Koperta z pustym pojemnikiem po atramencie ma trafić do Francji, logiczna wydaje się zatem uwaga w języku przewidzianego odbiorcy przesyłki. Następny w szeregu jest język niemiecki. Nie może to nikogo dziwić, jeśli posiada informację, iż atrament, do której dodana jest koperta, został zakupiony w kraju niemieckojęzycznym. Zdanie napisano zatem w języku nadawcy przesyłki. Na zaszczytnej czwartej pozycji napotykamy język polski. I tym razem... nie przychodzi mi niestety do głowy żaden sensowny powód. Dlaczego tak jest? Nie wiem. W przypadku fundamentalizmu można było sięgnąć po pomocną definicję PWN, tutaj natomiast nie ma tej wygodnej opcji. Zaraz, zaraz... Jak to było z tym fundamentalizmem? Była definicja, była rzeczywistość i był obraz...

Rzeczywistość – zdania wyraźnie widnieją na kopercie. Po angielskim, po francuskim, po niemieckim trafiamy na czwarte z nich. Po polsku. Czyjś kaprys? Nie da się tego wykluczyć. Czy fundamentalista może być Aborygenem? Nie da się tego wykluczyć.

Obraz – zdania wyraźnie widnieją na kopercie. Po angielskim, po francuskim, po niemieckim trafiamy na czwarte z nich. Po polsku. Po standardowej formułce po angielsku, po informacji dla francuskiego odbiorcy, po niemieckiej notatce w języku nadawcy, wyraźnie postawiono wskazówkę dla kolejnej, potencjalnie zainteresowanej ową przesyłką osoby. Po polsku. Czy ową osobą może być Aborygen?

Fundamentem każdego z tych zdań jest przesłanie, iż koperta zawiera tylko pusty zbiorniczek po atramencie. Fakt, jednakże, iż czwarte z nich napisano po polsku, pozwala przypuszczać, iż, nawet, jeśli rzeczywiście może być inaczej, to przynajmniej sam obraz rzeczywistości wymaga takiej właśnie kolejności językowej. Należało możliwie szybko poinformować o tym, iż koperta nie zawiera niczego cennego. Po polsku. Nie doszukałam się na stronie PWN informacji o tym, ilu Aborygenów regularnie wspomaga program ochrony środowiska stworzony przez producenta mojej Drukarki. Przyznam, iż nawet nie szukałam. Nie interesuje mnie też szczególnie, jak wielu Aborygenów włada językiem polskim. Niezależnie od tego jak wygląda rzeczywistość, obraz jest klarowny, a definicja Polaka zbudowana na jego fundamencie jasna. (Nie sprawdzałam... Mimo tego jestem pewna, że PWN ma w swoich zbiorach również i definicję słowa „kradzież“. Zakładam ponadto, iż tak jak redakcja nie włączyła do definicji fundamentalizmu Arabów, tak i nie ma terminu Polak, w przypadku kradzieży). Czy Arab fundamentalista i Polak złodziej to zatem baśniowe postacie? Jeśli nie, przekonać można się o tym na podstawie rzeczywistych wydarzeń. Jeśli tak... pofantazjować wolno:


Emipolfundamentalizm: Podejście drugie:
Fantazując, odbiegając zatem od rzeczywistości, odwracając kota ogonem... z całą pewnością intresujące jest zagadnienie powiązań między kradzieżą, a... Arabem. Ali-Baba w roli złodzieja zbójeckich skarbów z sezamu nie jest jednakże ciekawszy, niż Polak w roli fundamentalisty. „Rygorystyczne przestrzeganie jakichś zasad“ – warunek, który musi być spełniony, aby mówić o fundamentaliźmie – można dostrzec tylko wówczas, jeśli możliwe jest porównanie między grupą domniemanych fundamentalistów, a kolektywem kontrolnym, czyli zbiorem osób o podobnych cechach, poddanym wpływom tej samej doktryny. Na podstawie tego porównania zauważyć można różnice między obiema grupami i – o ile jedną z nich faktycznie cechuje „rygorystyczne przestrzeganie jakichś zasad“, przy czym zasady te obowiązują per definitionem obie grupy – jedną z nich wolno ochrzcić mianem fundamentalistycznej.

Niełatwo odnieść tą definicję jednak do fundamentalizmu w przypadku Polaka (z punktem przyłożenia na byciu Polakiem; każdy Polak ma rzecz jasna teoretyczną możliwość bycia fundamentalistą z szeregów Hisbollah), bowiem bycie Polakiem nie wymaga zachowywania żadnych ściśle sprecyzowanych reguł, nie można ich zatem praktycznie przestrzegać w duchu fundamentalistycznym. Polska jest naturalnie krajem praworządnym, prawo obowiązujące na terenie RP nie jest jednak polskie w sensie swojej niepowtarzalności. Innymi słowy biblijne „nie kradnij“ (łącznie ze swoim świeckim odpowiednikiem zaczerpniętym z kodeksu karnego) jest tak samo wiążące dla Polaka, jak i Portugalczyka (na terenie zarówno Polski jak i Portugalii). Taki stan rzeczy sprawia, iż trudno doszukać się typowo polskich reguł, których rygorystyczne przestrzeganie charakteryzowałoby Polaka-fundamentalistę, Polaka na usługach polfundamentalizmu.
A jednak... Nawet jeśli w definicji PWN zabrakło słów jak mullah czy allah to tym właśnie pachnie nam fundamentalizm. Wynika to z tego, iż radykalizm w kontekście islamu jest niezwykle wyraźny i łatwo znaleźć normę z tego kręgu religijnego, która może posłużyć za odskocznię fundamentalizmu. Wysadzenie synagogi w powietrze w imię zwalczania wrogów islamu nie wymaga wyjaśnień. Sprawa jest jasna i klarowna tak jak w przypadku czwartego zdania po polsku na kopercie.

Kłopot jedynie w tym, iż koran w żadnym miejscu – upraszczając - nie udziela wskazówek w jaki sposób szybko i efektywnie skonstuować bombę z proszku do prania i truskawek. Naturalnie możnaby rzec, iż islamscy ekstremiści nie zajmują się wyłącznie dojeniem wielbłądów. Dawno już dotarli do świata www, a w internecie materiałów instruktażowych nie brakuje. Nie zmienia to jednakże faktu, iż każde z ugrupowań klasyfikowane jako fundamentalistyczne powołuje się na koran, a nie na Google. To zatem zasady ze stemplem Mahometa i ich rygorystyczne przestrzeganie są wykładnikiem ich działalności, a nie Microsoft i program pomocniczy do edytora Word.

Na tym przykładzie nietrudno dostrzec, iż fundamentalizm ze swoim rygorystycznym przestrzeganiem konkretnych zasad, niekoniecznie musi odnosić się do reguł faktycznych. Za punkt wyjściowy fundamentalizmu może posłużyć również fikcyjny regulamin, czyli taki, który powołuje się na istniejący kanon, nie mając z nim jednakże nic albo w najlepszym przypadku niewiele wspólnego. Niesie to ze sobą liczne konsekwencje. Jedną z nich jest to, iż taki stan rzeczy determinuje izolację fundamentalistów, którzy po swojemu „rozumieją“ określony system wartości. Reszta, powołująca się, nota bene, na ten sam system, jest po pierwsze w oczach fundamentalistów „bandą oszustów“, po drugie ona sama dystansuje się od poczynań tych drugich , którzy – w ich opini – świętokradzko korzystają z przywłaszczonych sobie przykazań. Narodziny fundamentalizmu na bazie konkretnej ideologii są poza tym łatwiejsze, im większą dopuszcza ona dowolność, im trudniej dowieść, iż nie zniekształcono żadnej z jej reguł, albo – innymi słowy – jeśli dana ideologia nie dysponuje niepodważalnym organem stanowiącym.

I to właśnie jest cechą wspólną, która sprzyja fundamentalistycznym tworom zarówno pod płaszczykiem islamu jak i pod skrzydłami orła białego. Nie ma bowiem instytucji, czy zbioru praw, które określałyby klarownie wymogi pod adresem Polaków jako Polaków, a nie jako pracobiorców, katolików, żon, podatników, policjantów itd. Podobnie nie ma żadnego panislamskiego zwierzchnika religijnego (kalifa na wzór katolickiego papieża), który wyraźnie rozgraniczyłby kto rzeczywiście działa według zasad, jakie przedstawia koran (i jeśli czyni to nader gorliwie – jest faktycznym islamskim fundamentalistą), a kto, powołując sie na koran, pozostaje w sprzeczności z jego nauką.

Nawet jeśli ustaliliśmy, jak – wobec braku ogólnie przyjętych i poważanych reguł, popartych odpowiednim autorytetem i zinstytucjonalizowanych – narodzić się może myśl fundamentalistyczna (w tym wypadku Pol-Fundamentalizm, jak ośmieliłam się skrótowo ująć fundamentalizm w wykonaniu Polaków z przerostem polskości ponad wszystko co polskie), nadal, aby ową myśl móc odnieść do konkretnych podmiotów, potrzebny jest układ dwóch określonych wyżej grup. Nic nie spełnia tych wymogów lepiej aniżeli kombinacja Polaków żyjących na terenie Polski i tych, żyjących poza jej granicami – kombinacja Polaków z Polski i polskich emigrantów z ich Emi-Pol-Fundamentalizmem.


Emipolfundamentalizm – Eksperyment porównawczy:
a) Ustalenia wstępne:
Dane: Polacy i Polacken
Szukane: Emipolfundamentalizm; na podstawie tezy:
Teza: Polak potrafi – zatem potrafi ukraść (czego dowodzi zdanie czwarte na kopercie), a że Polak potrafi, to nie tylko ukraść, ale i być. Fundamentalistą na przykład.

Czym jest fundamentalizm wiemy.
Czym jest emi-pol-fundamentalizm tak jakby też...
Czym jest Polak również wiemy... mniej... więcej. (Jeśli wiemy raczej mniej, to czytamy uważnie dalej, tam będzie o tym więcej). Ponieważ jak dotąd wszystko wiemy, do jasności co do całego eksperymentu brakuje nam jeszcze tylko określenia środowiska.

Środowisko eksperymentu jest niszą ekologiczną, którą zajmuje Polak i w takiej formie jest jednolite. Cechuje się bowiem – zgodnie ze średnią statystyczną opini Polaka – brakiem piwa, brakiem perspektyw, brakiem pieniędzy i brakiem ochoty; przy czym elementy te mogą występować w dowolnej kombinacji i dowolnym natężeniu. Ponieważ rozpatrujemy jednakże dwie grupy Polaków, których zachowanie różni się od siebie – środowisko, które zajmuje każda z poszczególnych grup – mimo licznych podobieństw – posiada własne, niepowtarzalne cechy, które kształtują jego specyficzny charakter jak i wpływają na postać zamieszkującej go grupy Polaków względnie Polacken. Dlatego należy osobno omówić każde ze środowisk – Polskę dla Polaków i Nie-Polskę dla Polacken. Warto zwrócić przy tym uwagę na fakt, iż przy takim podejściu do środowiska każdej z grup, zatraca ono zupełnie swoją jednolitość. Polska charakteryzowana jest poprzez obecność konkretnych elementów (patrz niżej), Nie-Polska natomiast definiowana jest na podstawie ogólnego deficytu czego popadnie (to samo).

Polska – jest krajem położonym w Europie Środkowej nad Morzem Bałtyckim. Językiem urzędowym jest język polskiiiiiiiii... iiiiiiiii tak dalej. Wszyscy wiemy o co chodzi więc może skrótowo: Mickiewicz, pięć kościołów, Warszawa, Quo Vadis, dwa kościoły, Ursus C330, lustracja, Chłopi, chłopi (z Lepperem włącznie), nowy kościół, Curie-Skłodowska, Roman Polański, Koziołek Matołek (nie mylić z prezydentem), Miś Uszatek, kapilczka przy kościele, Koralgol, Plastusiowy Pamiętnik (nie mylić z dziennikiem ustaw), trzy kościoły, fiat 126p, Kościuszko, nie chcem ale muszem, pałac cooltoory, Jarocin, Poranek Kojota, dwudziesty stopień zasilania, cztery kościoły, polonez, obiady czwartkowe + picie sobotnie + kac niedzielny, Bazyliszek, Piłsudski, kościół w budowie, Bolek i Lolek, smok wawelski, taca na kościół, idźcie ofiary do domu, amen.

Nie-Polska czyli środowisko emigracyjne – cechowane jest głównie poprzez brak podstawowych środków do życia, co wymusza zapewnienie emigrantom stałego dopływu substancji koniecznych, niezbędnych i nieodzownych z Polski. Odbywa się to częściowo w prywatnym zakresie w bagażnikach, na tylnych siedzeniach albo pod podwoziem samochodu (w zależności od charakteru niezbędnika) lub na większą skalę w ramach zorganizowanej działalności charytatywno-handlowo-altruistyczno-kombinatorskiej. Dystrybucją zajmują się profesjonalne jednostki zbytu pomocy. Do standardowego asortymentu zalicza się np.: biały ser na pierogi ruskie, kasza gryczana oraz jęczmienna, pokrewne wyroby jęczmienne z tym że niekoniecznie (warka, tyskie, lech, okocim, żubr, dębowe, harnaś), inne wyroby zbożowe (grupa POLMOS), kiełbasa, baleron, salceson, kaszanka, kiełbasa krakowska, kiełbasa wejska, kiełbasa swojska, ptasie mleczko Wedel, wyroby czekoladopodobne, ogórki kiszone, Gazeta wyborcza & Co., Chłopaki nie płaczą VHS / DVD & Co., oraz produkty zielarskie Herbapol / Philipp Morris Polska S.A.


b) Polak Emigrant a polski Polak:
Definicja Polaka w www-PWN jest dość skromna: „Polak (obywatel Polski) -aka, -akiem; -acy, -aków“ lecz w sumie wystarczająca – zwłaszcza, że czwarte zdanie na kopercie uzupełnia obraz (choć rzeczywistość może i niekoniecznie). W razie wątpliwości co do charakteru Polaka można wybrać się do Polski (w razie wątpliwości co do charakteru Polaka w innym tego słowa znaczeniu – wybieramy się do Polski najlepiej pociągiem, w każdym razie nie BMW lub mercedesem).

Polskiego emigranta rozpoznać jest łatwo. Pod jednym warunkiem – emigrant jest w Polsce. Polski emigrant będący w Polsce charakteryzuje się bowiem niezwykle często nieznajomością języka polskiego. Z dostępnych mi materiałów wynika, iż tej cechy emigranci zaczynają nabywać średnio po roku pobytu za granicą. Warto jednakże zauważyć, iż pewne jednostki – prawdopodobnie szczególnie wrażliwe na odstawienie od piersi karmiącej ich polszczyzną –, już po trzech miesiącach przejawiają ostrą niewydolność językową, przy czym stan ten pogłębia się w zastraszającym tempie. Już po 2 latach (po cfaj jarach) zamawia się wówczas w przydrożnej knajpie na trasie Zgorzelec-Jelenia Góra rusisze pierogi oraz duże bir z saftem malinowym.

Polski emigrant w swoim środowisku jest mniej charakterystyczny, chyba, że niesie radio samochodowe pod pachą. Jeśli chce się zatem mieć pewność, co do tego, iż obserwowany egzemplarz emigranta jest Polakiem, należy zaniechać prób natrafienia na niego w liczbie pojedyńczej, a skoncentrować swoją uwagę na Polaków-emigrantów występujących w grupach – nie tylko na budowach zresztą.

Trudno jednakże mówić o emigrantach nie zahaczając chociażby o pojęcie integracji. Jest ono poza tym interesujące w kontekście fundamentalizmu. Do tej pory zastanawialiśmy się czym jest fundamentalizm, otwarta pozostała jednakże kwestia jego genezy. Skąd się bierze? Dlaczego powstaje? I... co to ma wspólnego z emigracją? Przyznam, bazując na polskości, nieco trudniej dostrzec to, co jest oczywiste jeśli rzucimy okiem na inną grupę emigrantów, na grupę Polakom zresztą wyśmienicie znaną.

„Parę“ lat temu jakiś Jasiek przegonił paru Turków spod Wiednia. Nie udało się natomiast przegonić Turków z polskich dyskotek za granicą. Śmiem wątpić, iż rozgłośnia „Istambul“ rozkochała cały naród w Krzysztofie Krawczyku, zakładam zatem, iż to nie uwielbienie polskiej nuty jest przyczyną tureckiej obecności na polonijnych potańcówkach. Miłość jaką pałają do siebie emigranci nawzajem, czy też konkretnie relacje polsko-tureckie to jednakże inny temat... Wracając do fundamentalizmu... Ufam, iż w dobie www, GPRS i maszynek do golenia ze sterowaniem satelitarnym, oprócz tego opartego na „Ahmet z budki z kebabem“ znany jest inny obraz Turcji, który do Ahmeta ma się zresztą podobnie jak starówka krakowska z listy światowego dziedzictwa UNESCO do komunistycznych zdobyczy polskiej architektury pokroju „daru narodu radzieckiego dla narodu polskiego“.

Fundamentalizm – dla przypomnienia – opiera się na rygorystycznym przestrzeganiu jakichś zasad... Oznacza to, iż zasady te nie są „zwyczajnie przestrzegane”, znaczy to iż, troszczy się o nie ze szczególną pieczołowitością, znaczy to, iż reguł dochowuje się z chrobliwą nieomal dokładnością, sprowadza się je wynaturzonego formatu, kalibru ad absurdum, który decyduje o wszystkim, ma wpływ na wszystko i jest wszystkim.

Jest wszystkim szczególnie wówczas kiedy w dosłownym tego słowa znaczeniu nie ma innej alternatywy. Moje hobby – szydełkowanie dajmy na to – może być dla mnie wszystkim, ale niekoniecznie dlatego, iż nie umiem, ba, nawet nie słyszałam o haftowaniu czy robieniu na drutach. Dokonałam wyboru. Podjęłam decyzję. Czy taką samą wagę ma mój werdykt dotyczący mojej ulubionej książki, jeśli przeczytałam tylko jedną?

A co do tego ma Ahmet z kebabem?
Ahmet mówi płynnie po turecku; potrafi poza tym w pięciu innych językach powiedzieć ile kosztuje kebab. Możliwe, że Ahmet bardzo lubi kebab. Załóżmy, iż Ahmet robi najsmaczniejszy kebab w promieniu 50 kilometrów. Przyjmijmy, że Ahmet chętnie jest sprzedawcą kebabu. Czy to wszystko oznacza, iż kebab może być dla niego wszystkim? Już chyba łatwiej wyobrazić sobie kogoś, kto przeczytał tylko jedną książkę...
A gdzie integracja i fundamentalizm? Integracja jest regałem na książki. A jej związek z fundamentalizmem? Proszę bardzo: Ahmet nie ma regału. Ahmet ma kebab. Ahmet ma islam. Ahmet ma koran. Ahmet ma KORAN. Ahmet ma K-O-R-A-N.

A Ala ma kota... i tym samym powróćmy w nadwiślański klimat. Polacy w Polsce są w tej komfortowej sytuacji, iż mogą dokonać wyboru między Goplaną, a Milką, między Knorr, a Winiary, między Tesco, a Społem, między jabłkowo-miętowym Tymbarkiem, a Coca-colą. Emigrant nie ma tej możliwości. Z tego powodu emigrant sięga głębokooo do worka z polskością, albo z czymś co jest jej symbolem, albo z czymś co sprawia takie wrażenie, albo czymś co takie ma własnie być bo tak i koniec. Kropka.


c) Bardzo polski Polak:
Recepta na bardzo polskiego Polaka jest dość prosta. Większość sładników jest dostępna – w przeciwieństwie do Kubusia o smaku marchewkowym – również poza granicami RP. Mały przegląd:
=> Zacząć należy, według „Jak cię widzą, tak cię piszą“ od garderoby. Szczególnym powodzeniem cieszą się czerwone koszulki z godłem na plecach.
=> Telefon komórkowy należy obwiązkowo wyposażyć w polifoniczną wersję „Szara piechota“ lub „Rota“.
=> Nad łóżkiem przypiąć bezzwłocznie flagę Polski. (Pamiętać, że czerwone na dole).
=> Nie wolno naturalnie ograniczyć się do manifestacji swojej przynależności narodowej za pomocą materialnych gadżetów. Polakiem trzeba też być! => Koniecznie pić do upadłego. Po pierwsze sugeruje to, iż alkoholem uśmierzamy ból, który powoduje stan przebywania poza granicami ukochanej Polski. Po drugie, zważając na renomę jaką cieszy się polska wątroba, abstynenci to zdrajcy narodowi.
=> Nie zadajemy się z „tutejszymi“. Tutejsi nie przeszli trzech rozbiorów, więc co oni mogą wiedzieć o życiu.
=> Nie oglądamy „tutejszej telewizji“. Fakt, iż gadają w niej po ichniemu jest przecież niepodważalnym dowodem, że nic ciekawego nie mówią. To samo jest zresztą z radiem. I z gazetami też.
=> Nawet jeśli nie mamy szcześcia nazywać się Grzegorz Brzęczyszczykiewicz, pamiętamy, że mamy na imię Paweł, a nie Paul. Reagujemy tylko na Włodzimierz, Mieczysław, Czesława, Bożena, Agnieszka, Bolesław, Błażej, Stanisław, Radosław.
=> Lejemy się nawzajem po mordzie (w miarę możliwości w co sobotę, wyłączając trzecie soboty miesiąca, które spędzamy w Polsce – jakby ktoś z tutejszych pytał: „w Szczebrzeszynie“). Nic tak nie utrwala kontaktów socjalnych jak zarobić od ziomka po trąbie po kilkunastu godzinach pracy na czarno.


d) Marsz Marsz Polonia:
Emipolfundamentalizm stoi na lichym fundamencie. Żadnych wybuchów, zamachów i uprowadzeń. Ot, jedynie niewinne zamykanie skrawka ziemi między Odrą, a Bugiem w formacie Żywiec 0,5l ... i niewiele więcej. Prawda? Tak, prawda, ale ja jestem inny/inna? Ja jestem inny/inna bo wiem przecież, iż w 1410 roku miała miejsce bitwa pod Grunwaldem, a i nawet Mazurek Dąbrowskiego – hymn Polski – zaśpiewam... Wybornie! A w jakim województwie leży Grundwald? Jak miał na imię w owym hymnie opiewany pan Dąbrowski? I jak? Nadal tak wyśmienicie?

Nie? A czy znajomość przypadków czyni z kogoś Polaka na medal? Czy wydaje się od niedawna dowody osobiste z serduszkiem za recytację „Stefka Burczymuchy“ i świadectwa dojrzałości z gwiazdką i wykrzyknikiem za znajomość wszystkich skrótów używanych na terenie kraju na tablicach rejestracyjnych? Z drugiej jednakże strony, jakże nie uśmiechnąć się pod nosem, kiedy z ust polskiego patrioty-samozwańca pada komentarz, iż Schleswig-Holstein był niemieckim młodzieżowym jachtem szkoleniowym? Jak nie wybuchnąć gromkim śmiechem, kiedy Polak, który sam się pisze: P-O-L-A-K, tych, którzy chipsy przedkładają ponad chrupki, obdarza mianem Neo-Targowiczan?

Czy polskość cechuje się tak słabowitą kondycją, że by uchwycić chociażby jej ulotne echo, trzeba uciec się do wynaturzeń, których przeoczyć nie sposób? Czy Mikołaj Rej głosząc swoje słynne „Polacy nie gęsi i swój język mają“ sugerował nadrzędność i uniwersalność języka polskiego? Albo innymi słowy: Czy polskość stoi na tak wątłych nogach, iż znajomość języka obowiązującego w kraju pobytu emigranta jest dla niej zagrożeniem? Czy polskość definiuje się poprzez głoszenie nowiny o nadrzędności bigosu nad spaghetti Bolognese? Czy koniecznie trzeba wysadzić wszelkie granice przyzwoitości i najdrobniejsze przejawy zdrowego rozsądku oraz puścić z dymem ideały humanitaryzmu by nie zatracić własnej tożsamości narodowej? W imie emipolfundamentalizmu owszem... czemu nie...

Czy wstyd własnej nacji przynosi Polak, który nie wiesza psów na Niemcu i nie miesza go z błotem? Czy zasługuje na potępienie białoczerwony obywatel, który ma śmiałość obdarzyć miłym słowem Rosjanina? Czy chwały przysparza Polsce wynoszenie się ponad inne narody na fali Wisły lub żubrówki w zależności od okazji? I jakiż to zaszczyt właściwie być lepszym, tylko dlatego, iż butnie przypisało się innym pozycję podrzędną? Jakież to bohaterstwo koronować się „Chrystusem Narodów“, by w chwilę później splunąć na nie z pogardą, jeśli te nie zechcą przed orłem w koronie paść na kolana?

A jeśli już tak bogobojnie wynosimy biblię z pierwszą boską parą, Warsem i Sawą, ponad wszelkie inne wartości... skąd nagle te rusisze pierogi? Pan Kowalski na lewą, Herr Kowalsky na prawą nogę? Jak ma się duże bir z saftem malinowym do historii Polski, do dzieł polskiej literatury, by o języku polskim nie wspomnieć? Nijak? To czemuż te same pierogi, zwane ruskimi tym razem, smakują po lewej stronie Odry lepiej? Czy mają poza tym prawo dobrze smakować? Ruskie pierogi? Ruskie!


Szlachetny człowiek ponoć i łajdactwie potrafi znaleźć umiar. A Polak?

PS: Pola grunwaldzkie znajdują się w województwie warmińsko-mazurskim (dawnym olsztyńskim), a panu Dąbrowskiemu wpisanoby w dowód osobisty „Jan Henryk“.
PS2: Pozdrawiam serdecznie znad modrego, sv


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
daysleeperHH
Megauser



Dołączył: 25 Sie 2006
Posty: 486
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: miasto byznesu i rozpusty

PostWysłany: 07 Wrz 2006, Czw 13:10    Temat postu:

no tak sv, to byl spust surowki z wielkiego pieca hehe
nie dotrwalem nawet do polowy ale , zaczyna sie interesujonco
jak juz absolutnie bende mial dosyc onetu do dobrne do konca
temat dobry, tlumaczonc na moje "o doopie Maryny"
Dla mnie koperty som Handelsware, bo czasami uzywam te ktore dostalem do wlasnej korespondencji, zwlaszcza takie sztywne koperty (umszlagi) na CDs, hehe.
Ty sie jednak dajesz lubic, ale na zone (mimo ze jestes specjalistkom od obierania ziemniakow) to bym cie nie kcial, hehe
To pod te "No Commercial Value" (nie powinno byc non-commercial value?) //piwo


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Scientia_vinces
Gadula



Dołączył: 25 Sie 2006
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wien

PostWysłany: 07 Wrz 2006, Czw 13:51    Temat postu:

Pochwalony!

Dr day, a to ciekawa jestem wobec tego Twoich wrażeń, jak już do końca dobrniesz... Cieszę się ogromnie na Twoją relację przy "fajce po" ... Very Happy


Pozdrawiam serdecznie znad modrego, sv

PS: W trosce o nieskazitelność mojej cyberreputacji wypraszam sobie orzeczenia gatunku "dajesz" w zdaniach, w którym jestem podmiotem! (Wyjątki z zakresu "bezapelacyjnie tego no" wybiegają poza tym poza resort "O NICZYM") - zwłascza w kontekście jednoczesnej propagandy dotyczącej mojego "się-na-żonę-nienadawania" !!! Mr. Green
PS2: Co do No-Non-dylematu; patrz [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Scientia_vinces dnia 07 Wrz 2006, Czw 14:39, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
DOMINICZEK
Gigauser



Dołączył: 25 Sie 2006
Posty: 572
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: 07 Wrz 2006, Czw 14:29    Temat postu:

Ta kobieta jest szalona Shocked Sugeruje nicosc a praktykuje nieskonczonosc Shocked Za dwa tygodnie mam 3 dni urlopu! Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
daysleeperHH
Megauser



Dołączył: 25 Sie 2006
Posty: 486
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: miasto byznesu i rozpusty

PostWysłany: 07 Wrz 2006, Czw 14:59    Temat postu:

podmiotem to bylem raczej chyba ja, ale nie zrecznie to ujalem.
Poprawiam sie: Lubie Cie .... czasami (zeby ci piorka nie urosly)
Co do "tego no" wycofuje sie grzecznie ... (inny wontek) ... ale za zone Ciebie nie kce Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
vel
Komentator



Dołączył: 06 Wrz 2006
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: zapomnialem :(

PostWysłany: 07 Wrz 2006, Czw 19:36    Temat postu:

No tak ,Wienerke juz dlugo znam....... (witualnie ma sie rozumiec !) Jak ona sie tak rozpisuje ,to tak szybko sie jej juz "z tond" nie pozbedziemy Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
daysleeperHH
Megauser



Dołączył: 25 Sie 2006
Posty: 486
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: miasto byznesu i rozpusty

PostWysłany: 08 Wrz 2006, Pią 1:16    Temat postu:

a niech miensza, byleby dzieci z tego nie bylo (wirtualnych ma sie rozumiec)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Scientia_vinces
Gadula



Dołączył: 25 Sie 2006
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wien

PostWysłany: 08 Wrz 2006, Pią 20:33    Temat postu:

Pochwalony!
day napisał:
Lubie Cie .... czasami (zeby ci piorka nie urosly)

Nie muszą. W razie potrzeby ustroję się w cudze.
Poza tym ... i nieopierzone baby potrafią się szarogęsić.
Zwłaszcza te Nie-kury-domowe z ostrym dziobem, których nikt za żony nie chce.

Pozdrawiam seredecznie znad modrego, sv

PS: vel, kobieta zmienną jest... Niech tylko poderwę jakiegoś z BMW-bad-look-kompetyszyn, rurex-syfex-edyszyn, kasparow-siatex-speszyl-ałard ... i... juuuuuż mnie nie ma! Albo - ornitologicznie rzecz ujmując i nawiązując tym samym do powyższego wątka - czasem i ślepej kurze... Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ardipithecus_Ramidus
Gawedziarz



Dołączył: 28 Sie 2006
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Afryka

PostWysłany: 08 Wrz 2006, Pią 20:49    Temat postu:

daysleeperHH napisał:
... (inny wontek) ... ale za zone Ciebie nie kce Wink

No i dobrze - unieszczesliwilbys babsko tylko - niech ma malolata jeszcze cos z tego zycia! Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
daysleeperHH
Megauser



Dołączył: 25 Sie 2006
Posty: 486
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: miasto byznesu i rozpusty

PostWysłany: 08 Wrz 2006, Pią 23:39    Temat postu:

SV gesisz sie na szaro?? //mysli
Ardi szbyko by owdowiala, kase by po mnie miala, styknelo by jej na BeEmke, hehe


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ardipithecus_Ramidus
Gawedziarz



Dołączył: 28 Sie 2006
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Afryka

PostWysłany: 10 Wrz 2006, Nie 22:01    Temat postu:

Swietnie, Oktavie mi zostawisz? Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
daysleeperHH
Megauser



Dołączył: 25 Sie 2006
Posty: 486
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: miasto byznesu i rozpusty

PostWysłany: 10 Wrz 2006, Nie 22:34    Temat postu:

Ardi tez ci w twoim aucie laska szpilkami tapicerke porysowala?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Titania
Megauser



Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 454
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: 14 Wrz 2006, Czw 14:20    Temat postu: Offener Brief /znalezione w www

Szkoda, ze nie mogliscie tego przezyc...

"Wenn du nach 1978 geboren wurdest, hat das hier nichts mit dir zu tun. Kinder von heute werden in Watte gepackt..."

Wir haben es tatsächlich geschafft. Kaum zu glauben, aber es ist so. Nach dem heutigen Stand der Wissenschaft, speziell was uns Gesetzgeber, Bürokraten und Medien alles verbieten, müssten wir alle, die in den Sechzigern bis Anfang der Achtziger aufgewachsen sind, längst tot sein!

Unsere Kinderbetten waren angemalt in strahlenden Farben voller Blei und Cadmium, Formaldehyd sickerte aus jeder Pore. Ganz zu schweigen vom Tapetenleim, dem Kleber des Linoleums oder den PVC-Dämpfen des Stragula. Wasserfeste Filzstifte hatten Ausdünstungen, die benebelten und wer erinnert sich nicht noch an den leicht salzigen Geschmack des abzuleckenden Tintenkillers? Steckdosen, Medizinflaschen, Schranktüren und Schubladen waren noch nicht kindersicher. Die Fläschchen aus der Apotheke konnten wir ohne Schwierigkeiten öffnen, genauso wie die Flasche mit Bleichmittel. Messer, Schere, Gabel und Licht wurden uns zwar verboten, aber meistens müssten wir uns erst einmal daran verletzen, um es zu glauben. Unsere Fahrräder, Roller und Rollschuhe fuhren wir ohne Schützer und Helme. Die Risiken, per Anhalter in den nächsten Ort zu fahren, waren uns unbekannt.

Seltsamerweise sind heute viel mehr Kinder krank als damals, es passiert auch mehr - irgendetwas stimmt doch da nicht...

Zum Thema Auto erinnere ich mich auch weder an einen Sicherheitsgurt noch an Airbags, ABS oder ähnliche Sicherheitsvorrichtungen im Wagen meines Vaters. Wasser haben wir direkt aus dem Gartenschlauch getrunken und nicht aus einer Flasche. Wir haben zu fünft aus einer Limoflasche getrunken und es ist tatsächlich keiner daran gestorben. Wahnsinn!

Wir aßen fettige Schmalznudeln und frisch gebackenes Brot mit fingerdick Butter drauf, dazu gab es überzuckerte Limonaden oder künstlich gefärbtes Tri Top. Fett geworden sind wir deswegen trotzdem nie, weil wir immer draußen waren. Wir gingen in der Früh raus und haben den ganzen Tag gespielt, höchstens unterbrochen von Essenspausen und kamen erst wieder rein, als es dunkel wurde und man den Fußball nicht mehr richtig sehen konnte.

Niemand wusste, wo wir waren - wir waren nicht zu erreichen. Keine Handys! Wenn es regnete, spielten wir bei Freunden Mensch ärgere dich nicht, Mühle oder Dame und bauten mit Matchbox-Autos ganze Städte auf. Wir hatten weder Playstations noch Nintendo, X-Boxen oder Videospiele, keine PCs, keine 50 Fernsehkanäle oder Surround-Anlagen.

Ins Kino zu gehen war ein Ereignis, für das man sich herausputzte und das einem vor Vorfreude den Magen kribbeln ließ. Wir haben Fußball gespielt mit allem, was sich kicken ließ und wenn einer einen echten Lederball hatte, war er der King und durfte immer mitspielen, egal wie schlecht er war. Und wir spielten Völkerball bis zum Umfallen und manchmal tat es weh, wenn man abgeworfen wurde.

Unsere Knie und Knöchel waren von Frühjahr bis Herbst lädiert und ein Schienbein ohne blaue Flecke gab es nicht. Wir sind von Bäumen und Mauern gestürzt, haben uns geschnitten, aufgeschürft und haben uns Knochen gebrochen und Zähne ausgeschlagen -und niemand wurde deswegen verklagt. Es waren eben Unfälle. Niemand hatte Schuld außer wir selbst. Keiner fragte nach "Aufsichtspflicht". Wenn wir uns an Brennesseln gebrannt haben oder uns eine Mücke gestochen hatte, haben wir entweder drauf gespuckt, oder den Nachbarshund drüberlecken lassen oder draufgepinkelt. Und: Geholfen hat alles!

Wir haben gestritten und gerauft, uns gegenseitig grün und blau geprügelt und gelernt, damit zu leben und darüber wegzukommen. Wir haben Spiele erfunden mit Stöcken und Bällen, haben mit Ästen gefochten und Würmer gegessen. Und obwohl es uns immer wieder prophezeit wurde, haben wir kaum ein Auge ausgestochen und die Würmer haben auch nicht in uns überlebt. Wir sind zu einem Freund geradelt, haben an der Tür geläutet und sind dort geblieben, nur um mit ihm zu reden. Manchmal brauchten wir auch gar nicht klingeln und gingen einfach hinein. Ohne Termin und ohne Wissen unserer gegenseitigen Eltern. Keiner brachte uns und keiner holte uns... Wie war das nur möglich?

Manche Schüler waren nicht so schlau wie andere, also haben sie eine Klasse wiederholt. Sie sind nicht durchgefallen, sondern wurden von den Lehrern einfach zurückgestuft. Und: Das führte nicht zu emotionalen Elternabenden oder gar zur Änderung der Leistungsbewertung.

Wir waren für unsere Aktionen selbst verantwortlich. Wenn einer von uns gegen das Gesetz verstoßen hat, war klar, dass die Eltern ihn nicht aus dem Schlamassel heraushauen. Im Gegenteil: Sie waren der gleichen Meinung wie die Polizei! Na so was!

Unsere Generation hat eine Fülle von innovativen Problemlösern und Erfindern mit Risikobereitschaft hervorgebracht. Wir hatten Freiheit, Misserfolg, Erfolg und Verantwortung. Mit alldem wussten wir umzugehen. Erinnere dich daran, wie du aufgewachsen bist und du wirst sehen, was unseren Kindern heute fehlt. Unsere Eltern trauten uns zu, die richtigen Entscheidungen zu treffen!

Meistens hat es geklappt. Die paar Mal, die daneben gingen, zählen wir zu unseren Lebenserfahrungen. Diese Nachricht richtet sich an alle, die sich auch zu dieser glücklichen Generation zählen dürfen, als Kinder noch Kinder waren und noch keine Anwälte mit Schadensersatzklagen und Regierungen mit kinderfeindlicher Politik unseren Alltag bestimmten.

Autor unbekannt.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: 14 Wrz 2006, Czw 18:36    Temat postu:

Temat `O NICZYM `jest zawsze tematem kapitalnym bo.....

Mozesz o niczym pisac, (logo)

Jak o niczym piszesz, to tez nie musisz wcale nic pisac. Jak juz nic nie piszesz, gdyz piszesz o niczym to nie piszesz nic zlego. Jak niczego zlego o niczym nie piszesz to nie wywolasz popularnej haji.
Gdy piszesz o niczym, mozesz sam do siebie pisac, bo nikt z czytelnikow niczego nie zrozumie, gdyz piszesz o niczym. Jak nikt nie zrozumie, to nie dostaniesz opienicz, ale tez nie zostaniesz pochwalony Wink
Kcesz byc chwalony. pisz o czyms, piszac jednoczesnie o niczym.
Mozesz tez pisac o niczym, ale doch cos o czyms napisac jak ja teraz pisze. Znaczy sie o kapitalnym, rewelacyjnym o niczym temacie.
Musisz tylko uwazac zebyc w trakcie pisania o niczym, niewpadl na glupi temat, gdyz to juz nie bedzie o niczym, to bedzie cos. Musisz uwazac pisajac o niczym, piszac wlasnie cos, ale o niczym.
Nikt ci nie powie ze bzdury piszesz, bo niczego nie piszesz. Wiec jak nic o niczym nie piszesz to i bzdury nie napiszesz.

Ja wole jednak cos jak nicosc Wink
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum nasz deutschland Strona Główna -> Nasze amatorskie filozofowanie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin